"SKORPION"
Autor- Krzysztof Wójcik
Liczba stron- 336
Wydawca- Muza
Rok wydania- 2018
Kategoria- Literatura faktu
OPIS:
Paweł Tuchlin, pseudonim Skorpion, to jeden z najbardziej krwawych
seryjnych morderców w historii polskiej kryminalistyki. W latach 1975–1983
atakował kobiety młotkiem, uderzając je w głowę. Najczęściej wtedy, gdy
wieczorem wracały z pracy czy ze spotkania z przyjaciółmi. Potrafił się
przyczaić, śledzić swoją ofiarę i dopaść ją dosłownie na ostatnich metrach
przed jej domem. Zamordował w ten sposób 9 kobiet, a kolejnych 11 ocalałych z
napadu zostało kalekami. Ciężkie urazy czaszki spowodowały, że straciły słuch,
mowę i pamięć. Tylko nielicznym udało się wrócić do normalnego życia, jak
19-letniej Jadwidze, która cudem przeżyła atak Skorpiona, chociaż dostała
jedenaście ciosów młotkiem. Wyszła za mąż, urodziła córkę i wyjechała za
granicę.
Tuchlin nie tylko mordował i bezcześcił swoje ofiary
(dokonywał w ich obecności czynów seksualnych), ale także okradał. Rzeczy ofiar
potrafił dać w prezencie żonie, jak np. obrączkę skradzioną Bożenie S.
Krzysztof Wójcik, autor „Mafii na Wybrzeżu” po raz kolejny z
wprawą dziennikarza śledczego idzie tropem zbrodni popełnianych przez Tuchlina.
Analizuje działania policji, która w czasie śledztwa popełniła wiele błędów.
Między innymi nie wykorzystała faktu, że Tuchlin już podczas pierwszego
morderstwa zgubił charakterystyczne narzędzie zbrodni, a miała wtedy szansę
błyskawicznie rozpracować mordercę. Dziennikarz nie tylko przejrzał wielotomowe
akta sprawy, w których znajdują się wstrząsające i drobiazgowe zeznania
Tuchlina, ale i rozmawiał z żyjącymi świadkami jego zbrodni, m.in. milicjantami
prowadzącymi śledztwo. Wspominali np., że Tuchlin nawet po aresztowaniu
potrafił się tak zapomnieć opowiadając o swoich zbrodniach, że podczas wizji
lokalnych musieli dawać mu młotek ze styropianu, aby nie zabił odgrywającej
rolę ofiary policjantki.
Jego książka to poruszający obraz, gdyż Krzysztof Wójcik
spogląda na dawne wydarzenia zarówno oczami mordercy, jak i bliskich jego
ofiar, czy próbujących rozwikłać zagadkę śledczych. To nie tylko dokumentalny
zapis sporządzony przez dziennikarza, ale głęboko poruszająca psychologiczna
opowieść o jednym z najgroźniejszych morderców, który przez kilka lat
paraliżował życie kobiet w okolicach Trójmiasta. Odetchnęły, gdy na Pawle
Tuchlinie wykonano wyrok śmierci.
RECENZJA:
Rozpoczynając swoją recenzje muszę napisać, że już dawno żadna
książka tak bardzo mnie nie rozczarowała, no może tylko „Syreny z Broadmoore”. Sięgając po nią , zainteresowała mnie jej okładka,
tajemnicza, ale zarazem groźna. Młotek owinięty zakrwawionym materiałem i ten
opis pod tytułem „Gdyby się nie ruszały, tobym ich nie zabijał…”. Brzmi
groźnie czyż nie ? Bohaterem książki
jest Paweł Tuchlin , „nieuchwytny” morderca kobiet. Książka rozpoczyna się
dosyć ciekawie. Już od początku wiadomo kto i co robi. Kto zabija , kto ściga
sprawce, jak działa morderca , czym się kieruje i w jaki sposób zabija.
Pierwsze morderstwo, jego charakter i łatwość z jaka Tuchlin
zabija robi wrażenie . Czytając kolejne strony zaczęły się schody. Bez problemu
mogłam sobie sama dopowiedzieć co się za chwile wydarzy, jak to będzie wyglądało
, a nawet co powie morderca: „chodź się popieścimy…” . Przykro mi to stwierdzić
, ale było tego za dużo i do znudzenia.
Zuchwałość Tuchlina, bezradność , a raczej beznadziejne
podejście do sprawy milicjantów , którzy zajmowali się ta sprawa czasami mnie rozśmieszała.
Morderca atakuje na otwartym terenie , gdzie może zostać zauważony, czasem
atakuje prawie przy świadkach i nikt nic nie widzi, nikt nie reaguje, brak dowodów
itp. Wydaje się to nieprawdopodobne i jest
bardzo naiwne.
Morderca robi co chce, kradnie co chce , rozjeżdża kobiety
na ulicy, potem gwałci przejechane w przydrożnym rowie i znów nikt nic nie
widzi. Kradnie rzeczy, samochody gdy wraca ze swoich „Wędrówek”, robi to z taka łatwością jakby to wszystko leżało , czekało na niego i
wręcz prosiło „zabierz mnie…”. Prawdziwy dziki zachód.
Nic jednak tak bardzo nie obrzydziło mi tej książki, jak
pewien stały układ, mianowicie jak dochodziło do morderstwa.
Paweł Tuchlin na początku śledził kobietę, potem w jednej
ręce ze swoim członkiem, a w drugiej z młotkiem gonił kobiety krzycząc , ze
chce się z nimi pieścić. Przepraszam Was bardzo ale brzmi i musiało wyglądać to
wręcz śmiesznie … Dodając że cała ta akcja książki dzieje się zimą. Powinien
dziękować Bogu, że nie nabawił się
odmrożeń latając porozbierany na mrozie ze swoim „Lassem” polując na kobiety…
PODSUMOWANIE:
Reasumując, w tej książce w napięciu trzyma tylko okładka.
Po przeczytaniu pierwszych stron, po przebrnięciu przez pierwsze morderstwo,
robi się tylko nudno , monotonnie i po prostu „tak samo”. Szkoda czasu, a
okładkę można obejrzeć w Google.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz